poniedziałek, 20 października 2025

Vejan - głos z serca Świętego Gaju

 Preklad do slovenčiny nájdete nižšie.


Dziś mieliśmy pierwszy, mocniejszy, jesienny przymrozek. Od północnej strony, w cieniu, trawa pozostała biała niemal do dwunastej… A nad ranem spadające z drzew liście stukały o siebie nawzajem, tak były zmrożone.

Zawsze, gdy nadchodzi ta późna jesień — zimna, ciemna, deszczowa, zapowiedź nieuchronnie zbliżającej się zimy — myślę o Vejanie.


Jak ty przetrwasz kolejną zimę, piękna, delikatna duszo?

Jego muzykę poznałam wiele lat temu — tak dawno, jak dawno istnieją jego najstarsze nagrania na YouTube.
Tylko gitara i jego głos. Tak czysty, tak ciepły… pełen dobra i ducha.

Kocham Vejana. Najczystszą ludzką miłością — miłością dziecka lasu do dziecka lasu. I nieważne, że formalnie nie jestem już dzieckiem. Kochając go, znów się nim staję.


Kocham go też inaczej — miłością artysty do artysty.
Ale wtedy ta miłość boli.

Wolałabym kochać go jak mecenas sztuki: otulić dobrobytem, spokojem o jutro, umożliwić wydanie kolejnych płyt, zająć się ich dystrybucją na szeroką skalę.


Tymczasem mogę jedynie obsypać go łzami — tymi, które smutek wyciska mi z duszy. Łzami niezgody, buntu i żalu.
Wiem — marna to waluta.


Wybacz, przyjacielu. Sama też mam tylko tyle…

Poznaliśmy się kilka lat temu, podczas Święta Plonów u Žiarislava.
I wiecie… Vejan cały jest taki, jak jego głos: wcielone Światło, Piękno i Łagodność.


Pamiętam jego serdeczny głos, śmiech — taki ludzki i szczery. I kilka srebrzących się włosów. Rozmowy o życiu. O sztuce.

O pracy — dalekiej od sztuki, niemającej z pieśniami nic wspólnego. Niedającej nawet tyle, by żyć „godnie”, jeśli mierzyć to pojęcie standardami współczesności. Niedającej nawet tyle, by mógł dzielić się swoim Światłem ze światem…

Bogowie… jak dobrze to znam.
Z tą różnicą, że ja się miotam. Wściekam. Płaczę.
A on — pokorny, cichy — po prostu cały jest Światłem.

Pamiętam, jak opowiadał o domku, w którym spędził ostatnią zimę. O mrozie — nie za oknami, lecz wewnątrz. O myszach, które biegały mu po pościeli, pod którą chował się przed zimnem.
Do dziś, gdy to wspominam, uśmiecham się — a oczy znów robią się wilgotne.

Wiecie, jak są „myszy” po słowacku? Myši.
Spróbujcie to usłyszeć wypowiedziane jego miękkim, pełnym czułości głosem…

Ja też mieszkam w starym, drewnianym domu, który ciężko ogrzać. W tym roku jeszcze trudniej — bo nie bardzo jest za co.
Ja też mam tu całe stado myszy. Ale to są myszy, nie myši.
Mam worki z kaszą i makaronem, o które muszę z nimi walczyć.

Vejan nie miał o co walczyć.
Miał jedynie te myši, które mógł już tylko lubić — bo wypełniały zimną, pustą chatę jakimś ruchem, spojrzeniem maleńkich, bystrych oczek. Jakimś… życiem.

Nie wiem, czy kiedykolwiek coś złamało mi serce bardziej niż ta jego pogodna pokora, ten uśmiech pełen ciepła, gdy o nich opowiadał.

Świecie… dlaczego tak słabo dbasz o te delikatne, twórcze dusze?
Dlaczego skazujesz je na tułaczkę, samotność, chłód, niewidzialność?
Dlaczego każesz im pracować w miejscach, które gaszą ich Światło?


Bohater mojej powieści Po obu stronach lustra, równie wrażliwy, artystyczna dusza, latami był zmuszony pracować w kamieniołomie, a spał w pustej, zimnej jaskini, dzieląc ją z małymi gryzoniami.


Tak, Vejanko — te gryzonie to te Twoje myši.

A w moim bohaterze jest też cząstka Ciebie.

Dziękuję Ci, że złamałeś mi tym serce — tylko po to, by potem posklejać je swoją pieśnią o Świętym Gaju.


Zagrałeś ją wtedy specjalnie dla mnie, pamiętasz? 


Gdybym tylko miała moc pokazania ludziom wartości tego, co robisz, o czym i jak śpiewasz…


Ale taki mamy świat, że nawet na „lajki” pod tym postem nie ma co liczyć.
Nie licz też na nie pod swoimi utworami. Nie licz, że ktoś napisze do Ciebie, pytając, czy może kupić płytę.
Przewiną ten wpis — tak jak przewijają Ciebie.

Więc może napisałam to wszystko tylko dla siebie.
Bo znów idzie zima.
I ja się boję o Ciebie.

Zapłacę Ci za Twoje Światło — kolejnym wzruszeniem, kolejną łzą buntu i żalu.
Niczego więcej nie mam...








Płyta, którą można zakupić u Vejana


Dnes sme mali prvý silnejší jesenný mráz. Zo severnej strany, v tieni, tráva zostala biela skoro do poludnia… A nad ránom opadané listy klopkali jeden o druhý, tak boli namrznuté.

Vždy, keď prichádza tá jeseň — chladná, tmavá, daždivá, predzvesť neodvratnej zimy — myslím na Vejana.
Ako prežiješ ďalšiu zimu, krásna, jemná duša?

Jeho hudbu som spoznala už dávno — tak dávno, ako existujú najstaršie nahrávky na YouTube.
Len gitara a jeho hlas. Tak čistý, tak teplý… plný dobra a ducha.

Milujem Vejana. Najčistejšou ľudskou láskou — láskou dieťaťa lesa k dieťaťu lesa. A nezáleží na tom, že už formálne nie som dieťa. Milujúc ho — som.
Milujem ho aj inak — láskou umelca k umelcovi.
Ale vtedy…
Vtedy tá láska bolí.

Radšej by som ho milovala ako mecenáška umenia. Zabaliť ho do hojnosti, pokoja o zajtrajšok, umožniť vydanie ďalších platní, postarať sa o to, aby sa dostali do sveta.
A pritom ho môžem len obsypať slzami, ktoré mi smútok vyciská z duše. Slzami nesúhlasu, vzbury a žialu.
Vieme — chabá to mena.
Prepáč, priateľu, sama mám len to…

Mali sme možnosť sa osobne stretnúť pred pár rokmi na Dožinkoch u Žiarislava.

A viete… Vejan je celý taký, ako jeho hlas: stelesnené Svetlo, stelesnená Krása a Jemnosť.
Pamätám si jeho srdečný hlas, jeho smiech — tak ľudský a úprimný. A pár strieborných vlasov.
Rozhovory o živote. O umení.
O práci — vzdialenej od piesní, bez spojenia s hudbou. Nedávajúcej ani toľko, aby mohol žiť „dôstojne“, ak meriame toto slovo štandardmi dneška. Nedávajúcej ani toľko, aby mohol svoje Svetlo zdieľať so svetom…

Ako dobre to poznám.
Lenže ja sa trápim. Hnevám. Plačem.
A on — pokorný — je jednoducho celé Svetlo.

Pamätám, ako rozprával o domčeku, v ktorom prežil poslednú zimu. O mraze — nie za oknami, ale vnútri. O myškách, ktoré mu behali po perinách, pod ktorými sa skrýval pred chladom.
Dodnes, keď si na to spomeniem, usmievam sa — a oči sa mi naplnia slzami.

Viete, ako sa tieto malé tvory volajú po poľsky? Myszy.
Tvrdé slovo, nie?
A teraz si skúste predstaviť, ako to znie, keď ich pomenúva on, Vejan, svojím mäkkým hlasom plným nehy: myši.
Cítite ten rozdiel? V jeho slove bolo teplo, v jeho hlase — milosť.

Aj ja bývam v starom, drevenom dome, ktorý sa ťažko vykúri. Tento rok ešte ťažšie — lebo niet veľmi z čoho.
Aj ja mám v ňom celé stádo myší. Ale to sú myszy — tie, čo sa bijú o vrecia s krupicou a cestovinami.
Vejan nemal s nimi o čo bojovať.
Mal len tie svoje myši, ktoré mohol už len mať rád — lebo napĺňali chladnú, prázdnu chalupu nejakým pohybom, pohľadom malých bystrých očí. Nejakým… životom.

Neviem, či ma niečo niekedy viac nezlomilo než tá jeho tichá pokora, ten úsmev plný tepla, keď o nich rozprával.

Svet… prečo tak málo dbáš o tie jemné, tvorivé duše?
Prečo ich odsudzuješ na túlanie, samotu, chlad, neviditeľnosť?
Prečo ich nútiš pracovať tam, kde ich Svetlo hasnúť musí?

Hrdina mojej knihy Po oboch stranách zrkadla, rovnako citlivá, umelecká duša, bol celé roky nútený pracovať v kameňolome a spával v prázdnej, studenej jaskyni, deliac ju s malými hlodavcami.

Áno, Vejanko — tie hlodavce sú tvoje myši.
A v mojom hrdinovi je aj tvoj kúsok.

Ďakujem ti, že si mi týmto zlomil srdce — len preto, aby si ho potom zložil späť, keď si mi zahral moju obľúbenú pieseň o Svätom Háji.

Zahrál si ju vtedy špeciálne pre mňa, pamätáš?

Keby som mala moc ukázať ľuďom hodnotu toho, čo robíš, o čom a ako spievaš…
Ale taký je náš svet, že ani na „lajky“ pod týmto príspevkom sa nedá spoľahnúť.
Nepozeraj na ne ani pod svojimi skladbami.
Nepočítaj, že ti niekto napíše, či si môže kúpiť tvoju platňu.
Preletia ten príspevok — tak ako prelietajú Teba.

Asi som to všetko napísala len pre seba.
Lebo znovu prichádza zima.
A mňa desí myšlienka, ako ju prežiješ.

Zaplatím ti za tvoje Svetlo — ďalším pohnutím, ďalšou slzou vzbury a žialu.
Lebo nemám nič viac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak czytać Mitologię Słowian Czesława Białczyńskiego - część IV: DOŚWIADCZENIE BEZPOŚREDNIE

  „Choćbyś i chciała wyjść teraz do tych ludzi, opowiedzieć im, jak się rzeczy mają, zabrzmiałabyś jak ktoś, kto mówi w obcym, nieznanym jęz...